Podobnie jak u papużek falistych tak i u Agapornis roseicollis ptaki pokazywane na wystawach są większe i bardziej jaskrawo ubarwione w porównaniu do typu dzikiego.

Ptaki te czasami są określane jako "długie pióro" (longfeather). Mają one jaskrawo czerwoną maskę i jaśniejszy dziób niż typ dziki. Są wyraźnie większe niż przeciętne nierozłączki czerwonoczelne i często ich nogi są zbyt grube aby nosić typową obrączkę 4,5mm i trzeba im zakładać 5mm obrączki.

Gdy te nierozłączki pierwszy raz pojawiły się na BVA Masters w 1992 roku wywołały zamieszanie i plotki. Środowisko hodowców jest z reguły dość konserwatywne i różne nowe rzeczy, szczególnie gdy nie są łatwe do wytłumaczenia często wywołują uprzedzenia.

Ponieważ te nierozłączki mają nieco luźniejsze upierzenie to nazywano je "longfeathered" (długie pióro). Jeśli komuś udało się nabyć takie ptaki i coś z nich wyhodować był "szczęśliwcem". Ci którym się to nie udało byli sceptyczni.

Te nierozłączki po raz pierwszy pojawiły się w Holandii, a hodowca Jac de Jong był jednym z pierwszych, który te ptaki posiadał. Na początku były różne teorie co do powodu istnienia takich Agapornis roseicollis: krzyżówka z podgatunkiem Agapornis roseicollis catumbella, specjalny pokarm, hormony a nawet poliomawirusy. Niektórzy się posuwali nawet tak daleko, że wnioskowali do Rządu belgijskiego, aby te ptaki były zabronione na wystawach bo "to prawdopodobnie jakaś choroba". Zależnie od poziomu zazdrości i zdolności intelektualnych ludzie wymyślali najróżniejsze teorie. Jednak najczęściej koniec końców Ci sami ludzie ośmieszali się,  bo gdy udało im się takie ptaki zdobyć to nagle zmieniali zdanie.

Jac de Jong był szczery i uczciwy co do tych ptaków. Przez lata prowadził selekcję wybierając zawsze najlepsze (pod względem cech: jaskrawość koloru i rozmiar) ptaki z lęgów aż udało mu się stworzyć stado, które zdobyło sławę. Przez lata zdobył na wystawach wiele nagród z tymi ptakami. Mimo tych sukcesów, Jac de Jong nie sprzedawał młodych za horendalne ceny, dla niego liczyło się przede wszystkim hobby. Ponieważ ceny były osiągalne dla wielu, to w szybkim tempie ptaki te wyparły z wielu europejskich hodowli normalny typ dziki. Obiekcje w stosunku do tych ptaków powoli zamarły i wielu hodowców uważało się za szczęściarzy z powodu posiadania tych większych (longfeathered) agapornis roseicollis.

Na początku ten typ można było spotkać tylko u ptaków zielonych jednak z biegiem czasu rozszerzył się również na mutacje barwne. Obecnie hodowcy przyznają, że jeśli już uda się wprowadzić je do swojej linii hodowlanej to nie są trudne w hodowli.

Fakt, że pojawiają się "nagle" osobniki większe niż żyjące naturalnie w swoim środowisku nie ma miejsca wyłącznie u agapornis roseicollis. Podobną sytuację mamy w przypadku papużek falistych, zeberek. Najbardziej powszechną nazwą była "longfeathered" (długie pióro). Ponieważ jednak nie wszystkie ptaki w tym typie mają charakterystyczne "dłuższe i luźniejsze upierzenie" to zdecydowano przyjąć dla nich nazwę "standard type" - ST, podobnie jak to ma miejsce u papużek falistych.

Pozostaje pystanie jak to możliwe, że niektóre osobniki stają się większe. Wszyscy wiemy, że udomowione gatunki ptaków, dzięki lepszemu żywieniu i selekcji z biegiem czasu stają się większe. Nie przebiega to jednak równie szybko u wszystkich gatunków. Przez pokolenia hodowano agapornis nigrigenis czy agapornis personatus ale te ptaki nie stawały się większe tak szybko jak w przypadku agapornis roseicollis. 

Kluczowe pytanie to dlaczego, jeśli zaczniemy od pary w której żaden ptak nie jest typu "standard" to nie uzyskamy podobnych wyników jak w przypadku kiedy zaczynamy od pary w której przynajmniej jeden ptak jest typu "standard". Odpowiedż wydaje się oczywista, musi to mieć związek z genetyką - musi to być jakaś mutacja (pamiętajmy, że mutacja nie tylko z kolorami jest związana). Nie ma jednak żadnych potwierdzonych trybów dziedziczenia ani nie wiadomo, który gen jest w to zaangażowany. Jednak faktem jest, że jeśli zaczniemy od pary gdzie jeden ptak jest w typie "standard" a drugi "normalny", mniejszy typ dziki, to jeśli będziemy mieli szczęście to nawet już po jednym pokoleniu możemy dochować się większych ptaków.

Teraz po latach hodowli ptaków typu standard, widzimy już wyraźnie, że ich rozmiar zwiększył się również w stosunku do tych pierwszych "longfeathered". Obecnie różnica wielkości między agapornis roseicollis "standard" a typem nominalnym jest wyraźnie większa niż kiedyś.

Powinniśmy jednak nadal mieć "standard wystawowy" na uwadze (nieszczęśliwa zbieżność nazw - "typ standard" i standard wystawowy). Standard ten mówi, że agapornis roseicollis powinna mieć maks 17cm długości. Nie możemy popadać w przesadę i hodować ptaki, które będą nienaturalnie wielkie, przez co będą miały problemy z lataniem i poruszaniem się w ogóle.

Zakłada się, że mutacja powodująca te duże rozmiary jest mutacją autosomalną recesywną. Ponieważ jednak nie tylko rozmiar ptaka ale również grubość nóg i intensywność kolorów ulega zmianie więc prawdopodobnie jest to mutacja związana z kilkoma genami, choć nie powiedziane, że akurat za grubość nóg i wielkość ptaka może odpowiadać pojedynczy gen.

Przypadki u ludzi, psów, bydła i wielu innych zwierząt pozwalają podejrzewać, że być może, na ten większy rozmiar agapornis roseicollis ma wpływ gen odpowiadający za miostatynę, która z kolei odpowiada za wielkość mięśni. Testy hodowlane na innych zwierzętach, wskazują, że gen odpowiedzialny za miostatynę nawet jeśli jest zmutowany na obu chromosomach (homozygota na miostatynę) to w 5% przypadków nie ujawni swoich cech. Dlatego też nie w 100% roseicollis standard x roseicollis standard musi dać młode w typie standard.

Co więcej w zależności z jaką mutacją barwną skrzyżujemy ptaka typu standard to efekt powiększonego rozmiaru objawia się w różnym stopniu. Okazuje się, że znacznie lepiej objawia się on w przypadku mutacji SL (sprzeżonych z płcią) niż mutacji recesywnych autosomalnych.

Pojawia się pytanie, czy gen związany z miostatyną a tym samym pośrednio z romiarem ptaków "typu standard" przyczynia się do niższej płodności tych ptaków, która jak się okazuje w praktyce występuje. Wydaje się jednak, że bardziej na to ma wpływ spory stopień inbredu, jaki w tego typu nierozłaczkach czerwonoczelnych ma miejsce i nie mówimy tu o inbredzie u jakiegoś konkretnego hodowcy ale raczej o inbredzie pokoleniowym, od czasu kiedy te ptaki pojawiły się w nieznacznej ilości na początku. Wielu hodowców wykorzystywało ptaki z tej samej linii hodowlanej przez lata, kupowało ptaki od zaprzyjaźnionych hodowców, którzy z kolei też mieli ptaki ze spokrewnionych linii hodowlanych i tak to się potoczyło. Inbred niesie ze sobą ryzyko, że wcześniej czy później jakieś ukryte defekty mogą zacząć się ujawniać.

 

Opracowano na podstawie książki : "Lovebirds Compendium" 2016 - Dirk Van den Abeele